Suma wszystkich strachów

5 lutego 2016

Od około trzech lat dzierżę berło największej panikary w rodzinie. Doskonale wiem, gdzie zaczyna się początek tej historii, a zaczyna się on w dniu, w którym na teście zobaczyłam dwie bardzo wymowne kreski. Fakt, być może czasami przesadzam, ale całkiem typowe wydaje mi się nieprzespana noc, bo temperatura dziecka podwyższona, albo jakieś badanie delikatnie odbiega od normy. Albo ten dzisiejszy upadek, to już serio wyglądał groźnie, więc sprawdzasz co 15 minut, czy wszystko w porządku. My mamy, tak mamy. Ale mimo, tego że moja głowa wypełniona jest różnymi o dziecko obawami, jest coś czego boję się dużo bardziej.

Boję się, że mnie za wcześnie zabraknie

Myślimy o tym, myślimy o własnej ulotności. Nie myślałyśmy o tym wcześniej, w epoce sprzed dziecka, bo i po co. Carpe diem i do przodu, albo jak mówi dzisiejsza młodzież po prostu #YOLO. Jednak wejście w nową rolę, jaką jest bycie rodzicem, uruchamia zupełnie nowe procesy myślowe. Ale gdy już wpełznie nam do głowy ta myśl przebrzydła i oślizła, automatycznie naciskamy przycisk: RACJONALIZACJA.

To mnie nie dotyczy. Niby dlaczego MNIE miałoby dotyczyć? To wszystko dzieje się gdzieś indziej, gdzieś dalej. Mam dziecko i przez najbliższych kilkanaście lat NIC NIE MOŻE MI SIĘ STAĆ. Muszę być tutaj i to w dobrej formie, bo jestem mojemu dziecku potrzebna. I Bóg/los/opatrzność/wszechświat o tym DOSKONALE wiedzą.

Tylko, że wszechświat ma to w dupie

Są takie chwile, które odbierasz jak kubeł lodowatej wody wylanej na rozpalone letnim żarem ciało. Siedzisz sobie na nadmorskiej plaży. Morze, mewy, słońce, problemy pierwszego świata. Zjeść smażoną rybkę, czy może pizze. Pojechać coś zwiedzić, czy grzać się dalej. I wtedy ta chwila przychodzi. Może być telefonem, postem na tablicy, smsem. Nieważne. Ktoś kogo kojarzyłaś, lubiłaś, ceniłaś, znałaś lub poznać chciałaś…odchodzi. Oprócz tysiąca pytań, które kotłują się w głowie, jedno krzyczy wyjątkowo głośno. Jak to się mogło stać, KTO SIĘ NA TO ZGODZIŁ, przecież ona zostawiła tutaj dziecko. Tak jakby to dziecko gwarantem było, że żaden dziadostwo nam się nie przyplącze, żaden kierowca-wariat nie wjedzie w nas na przejściu dla pieszych, żadne mordercze zwarcie kuchennego sprzętu nie załatwi nas na amen.

Gdy wtedy tam na tej plaży, dowiedziałam się o śmierci mojej koleżanki i jej osieroconym dwu i pół letnim synku, coś we mnie tąpnęło. Wyobraźnia zaczęła wypluwać obrazy z najciemniejszych swych zakamarków. Umysł wyciągnął STRACH, który w rankingu wszystkich moich lęków stoi najwyżej; chociaż na co dzień siedzi chicho w kącie i się nie wychyla. Strach, że mogłoby zabraknąć mnie zbyt szybko. Bo przecież takie rzeczy dzieją się codziennie, wszędzie. Że mnie też tak po prostu może nie być. Co wtedy będzie z moją córką? Czy dorastanie bez mamy nie obciąży jej zbytnio, czy nie będzie za trudnym doświadczeniem, czy sobie z tym poradzi. Tysiąc takich myśli. Głupich myśli. Niepotrzebnych. Ale ludzkich.

Myślenie o śmierci działa mobilizująco

Jest coś pozytywnego w tym wszystkim. Strach brutalnie i bez pardonu wywleka nas za kołnierz z ciepłej i bezpiecznej strefy komfortu. Umysł zaczyna pracować na zupełnie nowych obrotach. Zmienia się perspektywa. Nie tylko ja tak mam. To zjawisko społeczne. Jak wiele z was pomyślało o diagnostyce w kierunku szybkiego rozpoznania raka trzustki, gdy tak niespodziewanie umarła Ania Przybylska. Czy wiesz, że po jej śmierci Polacy ruszyli na potęgę do klinik w celu wykonania profilaktycznych badań. Jakkolwiek tragiczna jest ta historia, to ta silna mobilizacja i skupienie się na własnej kruchości, jest pozytywnym zjawiskiem.

Strach dopadł mnie w tej nadmorskiej wiosce, w której kończyliśmy nasze lato. Odebrał spokój ducha. Po dwóch tygodniach głębokiej, acz utajonej rozpaczy, wynikającej ze świadomości, że to wszystko shit i nie mam żadnego, absolutnie żadnego, parasola ochraniającego, postanowiłam sama zapanować nad tym, nad czym mogę. Nie przewidzę czy z piątego piętra nie zerwie się nagle winda, ze mną akurat w środku. Ale wielu innym rzeczom mogę zapobiec lub zdusić w zarodku. Wypisanie krótkich prostych celów, miało mnie wtedy chwycić w ryzy i zawrócić na właściwe tory. To się udało. Najważniejszym punktem tej listy, było skupienie się na swoim zdrowiu. Lista lekarzy i specjalistów, których chciałam, powinnam odwiedzić już dawno. Ale zawsze coś. Od lat coś. Dziesiątki powodów, aby to właśnie dzisiaj nie chwycić za telefon. Tę listę lekarzy udało mi się zrealizować prawie w całości. Byłam (jestem) z tego niesamowicie dumna. No i było coś jeszcze. Uspokoiłam wyrzuty sumienia, a wszechświatowi rzuciłam sygnał:  TIRU-RIRU, dbam o siebie, możesz szukać ofiar gdzie indziej.

Suma wszystkich strachów

Dwa tygodnie temu spotkałam się z grupą pewnych fantastycznych kobiet. Gadałyśmy sobie o naszych własnych babskich typowych sprawach. Była wśród nas również ona, nazwijmy ją Marta. Znasz ten typ człowieka. Skupiający na sobie całą uwagę otoczenia. Zupełnie naturalnie i nienachalnie. Przyciągający jakąś dziwną niezrozumiałą siłą. Taka mi się wydała. Charyzmatyczna, mądra, zabawna, pięknie się wysławiająca. Z pasją w oczach. Opowiadała o jakichś potyczkach z samochodem, o jakichś małych spięciach z dorastającą córką. Słowem, problemy jak u wszystkich. Jedyne co ją wyróżniało, to fryzura na bardzo krótkiego jeżyka, ale to nawet pasowało do jej przebojowej osobowości. Rozmawiałyśmy o uczuciach, o tym co nami kieruje i jak radzić sobie z tymi negatywnymi. I wtedy Marta powiedziała, że cała złość, która się w niej rodzi, następnie kumuluje, a na koniec wybucha, wynika z jednego. Ze strachu. Marta jest chora. Jak sama mówi – może zostało jej wiele lat życia jeśli diagnoza i leczenie odniosą sukces, a może rok, lub dwa – jeśli leczenie się nie powiedzie. Strach wynika nie z obawy o własne życie, a z świadomości, że ma kilkoro dzieci, zupełnie jeszcze małych i nieprzygotowanych do samodzielnego życia. Strach wynika z tego, że swoje dzieci wychowuje sama. I również z tego, że choroba odebrała jej możliwość pracy, a więc i możliwość zapewnienia dzieciom stabilizacji finansowej. Dużo tych strachów, prawda? A ona przyszła i jak gdyby nic, bawi nas historią o źle zaparkowanym samochodzie…

Ta historia znów mi coś uświadomiła

Przypomniała mi o kruchości tego wszystkiego, co z taką siłą ściskam w moich dłoniach. O tym, że w żadnym wypadku nie mogę sobie folgować i stawiać siebie samej na końcu kolejki potrzeb do zrealizowania. Ale dziś przyjmuję tę historię dużo spokojniej, niż tamtą z końca wakacji. Dlaczego? Bo robię tyle ile mogę, aby przeciwdziałać temu co niepożądane. Bo zmobilizowałam się i regularnie badam. Wiem, że profilaktyka nie jest złotym rozwiązaniem, wiem, że nie załatwi wszystkiego i nie zawsze uda jej się dostrzec zagrożenie. Ale wiem też, że w licznych przypadkach profilaktyka może zdziałać cuda. Uratować zdrowie czy nawet życie. Nie mam certyfikatu na przebieg mojego losu tutaj. Nie przewidzę wszystkiego. Ale na to co mogę mieć wpływ, wpływ mam i będę miała.

Ty też możesz.

Wpis w ramach cyklu #Mamasiębada, którego inicjatorką jest autorka bloga Mama Carla. Dziękuję za zaproszenie do współpracy 🙂

 

 

Podobne wpisy

13 komentarzy

  • Reply Iwona z Oh Deer Blog 5 lutego 2016 at 18:33

    Aga, wiesz że w Anglii jest bardzo trudno zdobyć skierowanie na badania krwi?! Dlatego za każdym razem jak jestem w Polsce zawsze robię cały komplet, pomimo tego, że panicznie boję się igieł. Bardzo ważny tekst, jak zwykle zresztą:)

  • Reply Kamila z Olomanolo.pl 5 lutego 2016 at 23:00

    Nie moge się ogranąć, to jak to wszystko napisałaś. Profilaktyka jest bardzo ważna, ja niestety jestem osobą o dużym ryzyku zachorowania na raka, badam się dosyć często i cieszę się z każdego dnia! Moja mama miała miała 44 lat, kiedy odeszła, a ja miałam jedynie 15!

  • Reply edekimy 6 lutego 2016 at 09:47

    Aga idealnie wszysto ujęłaś. Profilaktyka jest bardzo ważna, ale również ważne jest jak żyjemy, jak się odżywiamy. To wszystko razem, może pomoże iść nam szczęśliwie przez życie z naszą rodziną. Życzę tego wszystkim !!

  • Reply www.MartynaG.pl 6 lutego 2016 at 11:17

    Jeden jest wniosek – czerpmy z życia pełnymi garściami, wykorzystujmy wspólnie spędzany czas w 100% i dbajmy o to, by wspomnienia naszych dzieci nigdy nie były negatywne! Niech nie widzą naszych łez, nie widzą strachu i złości… nic lepszego im nie damy niż radosne chwile, które złożą się na szczęśliwe dzieciństwo 🙂

  • Reply Macierzństwo-raz! 6 lutego 2016 at 19:27

    Żyj chwilą i korzystaj z niej! – tylko to mi się nasuwa 😉

  • Reply Pola - Odpoczywalnia 7 lutego 2016 at 22:15

    Mądry, ważny i potrzebny tekst!
    I, co tu ukrywać, chyba powinnam jakieś badania zrobić…

  • Reply Umi 9 lutego 2016 at 10:02

    Sama czasem myślę jak by to było gdyby mnie zabrakło. W sumie najbardziej żal mi było tego, że syn nie pamietalby jak bardzo go kochałam. No ale na takie rzeczy nie mamy wplywu.

  • Reply Kasia Harężlak 9 lutego 2016 at 10:30

    Właśnie dlatego, że nie żyjemy tylko dla siebie, musimy myśleć o sobie i swoim zdrowiu. Często słyszę z ust koleżanek – „nie mam czasu”. A przecież dałybyśmy naszym dzieciom wszystko – a powinnyśmy przde wszystkim siebie.

  • Reply Renata 9 lutego 2016 at 10:36

    Piękne zdjęcia i poruszający wpis. Wiem dokładnie, co czujesz, bo jestem matką i czasem dopadają mnie podobne myśli. Ludzie uciekają przed starością i na siłę się odmładzają. Pytanie: po co? Najważniejsze jest żeby być zdrowym i dożyć starości żeby nacieszyć się wnukami. Pozdrawiam 🙂

  • Reply Mama Pana Adama 11 lutego 2016 at 20:52

    Tak niewiele trzeba, by zrobić WSZYSTKO dla świętego spokoju o własne zdrowie. Kilka badań a ma się z głowy temat na cały rok… Popieram Aga i rozpływam się nad cudownym tekstem o sednie macierzyństwa.

  • Reply #mamasiębada - Co z tego wynikło? - Mama Carla 7 marca 2016 at 01:24

    […] Radoshe Suma wszystkich strachów […]

  • Reply Arthritis of the Foot and Ankle 13 marca 2016 at 03:43

    It’s amazing designed for me to have a web page, which is beneficial in favor of my knowledge.
    thanks admin

  • Reply Ona ma siłę | radoSHE 26 maja 2016 at 23:04

    […] wywarło na mnie spore wrażenie, tak spore, że  kilka dni później opisałam je wpisie Suma wszystkich strachów. Znajdziecie w nim Anię bez […]

  • Odpowiedz