Do Sieny jechaliśmy bez żadnych oczekiwań, a nawet dosyć sceptycznie nastawieni. Zwiedzana wcześniej Florencja nas nie zachwyciła, a mała wycieczka do miasteczka w pobliżu, którą zrobiliśmy poprzedniego dnia okazała się klasycznym rodzinnym koszmarkiem, w którym wszystko poszło nie tak. Od wybitnie humorzastego dziecka, przez zamknięte atrakcje, które chcieliśmy zobaczyć, po wielką plamę truskawkowych lodów na sukience, z którą musiałam chodzić pół dnia. I gdy tak krążyliśmy od 30 minut wokół centrum miasta szukając miejsca do zaparkowania, postanowiliśmy jedno: nic na siłę. Spacer, lody, ogólny ogląd miasta i szybko wracamy na nasze toskańskie wzgórza. Jak postanowiliśmy, tak nie zrobiliśmy, bo Siena okazała totalnym zdumieniem.
Wystarczyły nam pierwsze 3 minuty zwiedzania, aby zorientować się, że trafiliśmy w miejsce niezwykłe. Po przekroczeniu granic starego miasta, znaleźliśmy się w wąskiej, zupełnie pustej uliczce, otoczonej nieprawdopodobnie wysokimi majestatycznymi kamienicami. Spojrzeliśmy na siebie i już wiedzieliśmy, że czujemy dokładnie to samo. Do tej pory zastanawiam się co sprawiło, że Siena wywarła na nas takie wrażenie, a z całych toskańskich doświadczeń, pobyt w niej wspominam z największym rozrzewieniem. Przecież w życiu widziałam już sporo innych średniowiecznych miast. Większych, bardziej spektakularnych, z większą ilością zabytków i turystycznych atrakcji. Może to dlatego, że według legendy założycielem Sieny był Senius, syn Remusa, który z kolei był bratem Romulusa – założyciela Rzymu ? A jak wiadomo Rzym kocham miłością nieprzeciętną 😉
Idziesz przez to niewielkie miasteczko, jednolite i spójne w swoim wyglądzie, ale to tylko pozory. Jeśli podniesiesz głowę wyżej i skierujesz wzrok w stronę drewnianych okiennic mieszkań, dostrzeżesz majestatycznie powiewające chorągwie Chorągwie informują w jakiej dzielnicy miasta znajdujesz się aktualnie. A dzielnic jest 17. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że ten podział na poszczególne obszary miasta zarysował się w Średniowieczu i do tej pory jest niezwykle pieczołowicie kultywowany! Każda z dzielnic ma swój własny kościół, plac, swoją siedzibę i … fontannę, w której do tej pory dokonuje się symbolicznego chrztu noworodków, jako potwierdzenia przynależności nowego człowieka do konkretnego obszaru Sieny. Jak mówią przewodniki sieneńczycy przestrzegają także starodawnej zasady NIE zawierania związków małżeńskich z mieszkańcami wrogich sobie dzielnic! To jest dopiero dbałość o zachowanie tradycji! W obrębie tych samych dzielnic mieszkańcy żyją jak jedna wielka włoska rodzina i nie są to puste słowa. Wszyscy się znają, razem świętują, biesiadują i pomagają sobie wzajemnie. Ale pomiędzy dzielnicami aż kipi od emocji! I co tam się dzieje, w tej Sienie! Spiski, zdrady, podchody, przekupstwa, pot, łzy i krew. Zwłaszcza w okresie palio, czyli w czasie toskańskiego festynu na cześć Matki Boskiej, który swoją tradycją sięga (co za niespodzianka!) średniowiecza. Kulminacyjnym punktem całej imprezy jest dwuminutowa gonitwa koni, która odbywa się na placu głównym Sieny. Czy uwierzycie, że te dwie minuty biegu dwa razy w roku zwabia turystów z całego świata, a rdzenni mieszkańcy miasta mówią o nich bez końca przez okrągły rok? Dlaczego? Świetnie wyjaśnia to Ania w swoim wpisie Palio w Sienie. 13 brutalnych faktów, które warto poznać.
Siena ma najpiękniejszy rynek jaki do tej pory widziałam. Absolutnie najpiękniejszy! Śmiem twierdzić, że może i najpiękniejszy na świecie, bo w Europie na pewno! Co w nim takiego niezwykłego? Przede wszystkim forma. Plac główny Sieny, czyli Piazza del Campo to ceglany plac w kształcie muszli (choć źródła mówią, że to kształt płaszcza Matki Boskiej, który roztacza nad mieszkańcami miasta), którego posadzka – UWAGA! – opada w dół! I to całkiem stromo. To naprawdę niezwykły widok! W najniższym punkcie placu znajduje się krata poprzedzająca wejście do kanału, gdzie spływa deszcz, dzięki czemu na placu nigdy nie zalegają kałuże i mimo ostrego nachylenia. Plac okalają mroczne średniowieczne kamienice z ciemno rudej cegły (pamiętacie farbę plakatówkę w kolorze siena palona? Bingo!). Jednak najważniejsze co dzieje się na placu. A dzieje się prawdziwe życie, w postaci wylegujących się na rozgrzanej ceglanej posadzce ludzi. Lokalsów i przybyszów z całego świata. Od rana, po wieczór, przez noc całą. Ludzie czytają książki, gazety, rozmawiają, randkują, odpoczywają, jedzą lody i piją toskańskie wino.
My również spędziliśmy tam kilka godzin odpoczywając, chłonąc i zajadając się pizzą z pobliskiej restauracji. Gdy przywołuję wspomnienia z tego czasu, widzę Matyldę, która przypadkowo upuściła śliwkę, a ta stoczyła się na sam dół tego dziwnego rynku. Zjawisko turlania i gonienia owocu tak jej się spodobało, że śliwka pokonała tę drogę jeszcze kilkadziesiąt razy. Ja wiem, że siedząc w jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi i obserwując czystą radość swojego dziecka naprawdę nietrudno poczuć szczęście, tak wyraźne i sugestywne, że aż lepkie. Nic więc dziwnego, że w moim prywatnym rankingu chwil, które zapamiętam do końca życia, czas spędzony na Piazza del Campo plasuje się w absolutnej czołówce. Uśmiecham się na sam widok tych zdjęć 🙂
Siena to drugi, zaraz po Florencji (o której więcej TUTAJ), cel turystycznych podróży po Toskanii. Ale będąc na miejscu trudno w to uwierzyć. Po przeładowanej i tłocznej stolicy Toskanii w Sienie można naprawdę odpocząć. Turyści są, ale jakby ich nie było. Żadne stragany z toskańskimi pamiątkami prosto z Chin nie napataczają się po drodze. Nikt nie nagania do restauracji, nikt nie wciska na siłę kijów do selfie. Cień wysokich i surowych kamienic przynosi ochłodę i prawdziwe wytchnienie od upałów. Czas płynie tu wolniej niż gdziekolwiek indziej. Jeśli Włosi są ekspertami w zakresie slowlife, to Siena jest jego kwintesencją. Piano, piano, con calma – mówią rdzenni toskańczycy.
Powoli, powoli, ze spokojem…
11 komentarzy
Tak to pieknie wszystko opisalas ze zapragnelam tam jechac. Wloch zwiedzalam jako nastolatka. Rzym Asyz Wenecje Werone. Niestety wszystkie te miejsca w ktorych bylam to idealny przyklad na to jak tlum tyrystow potrafi zmienic spodob postrzegania miasta czy miejsca. Tlok gwar scisk halas i mega upal. Brzmi inaczej niz Twoje wsponnienia z Sieny. Pozazdroscilam. Piekne kadry
:*
Podobno kolor Sjena Palona, który jest w każdym pudełku plakatówek pochodzi od koloru dachów tego pięknego miasta 😉 Włochy to jest jednak kraj totalnie i skończenie piękny <3 (co zresztą widać na Twoich fotkach 🙂
Totalnie piękny. W głowie się nie mieści, że w jednym kraju może być tyle dobrodziejstw. Od pięknych Alp, przez liguryjskie wybrzeże, zieloną Toskanię, dzikie wyspy, na oliwkach, makaronie i obłędnym winie kończąc! 🙂 Unfair!
Jeżu jaki klimat, jakie zdjęcia, jaka Siena piękna i jacy Wy! Och i ach i ooooooooch i aaaaaaaaaach…
Ale… JAK TO FLORENCJA WAS NIE ZACHWYCIŁA?! 😮
Nie no, ładna, monumentalna, imponująca, ale czegoś jednak w niej brak 😉 Choć śmiem nieśmiało przypuszczać, że gdybyśmy byli sami, wycisnęlibyśmy z niej znaaacznie więcej 😉
Wiem o czym mówisz… Mnie też Florencja rozczarowała – łagodnie mówiąc… Ten tłum, turyści, nawet samo miasto… Nie mój klimat:) W Sienie się zakochałam podobnie jak Wy:) To najpiekniejsze miasto Toskanii, jakie udało nam się zobaczyć miesiąc temu:)
Piękne zdjęcia Aga! 🙂
Wiem, podziwiałam Wasze zdjęcia również :* :* :*
Pozdrawiamy z Sieny, idziemy w takim razie na plac 🙂
Czytam ten wpis i aż mnie z butów wyrywa, żeby się pakować i do Sieny! Za każdym razem kocham ją coraz bardziej, a Ty ją opisałaś tak sensualnie, że właściwie powinnam Ci podziękować, bo czuję się teraz niczym na rozgrzanym placu, zajadającą się panforte i rozmyślającą, gdzie teraz uderzyć na kawę.
Ja powiem tak – byliśmy „tylko” dwa razy, raz w upale, raz w deszczu – nie ma znaczenia ; plac, katedra, rondo wokół placu… najlepiej dajcie się ponieść i …zgubić. Bez koła pieszo do znalezienia waszego samochodu nie poznacie Sieny. Najpiękniejsze miasto w Toskanii. Pozostałe miasta, zwłaszcza Florencja, obowiązkowo, ale Siena to kwintesencja.
No i koniecznie przed wizytą poczytać o jej historii.
Będziecie zakochani na pewno.
Pozdrawiam, Jarek