Dzisiaj jest szczególny dzień. Kolejny mały wielki jubileusz. Dokładnie rok temu upubliczniłam pierwszy post na moim blogu. Upubliczniłam tzn. odważyłam się wyjść z szafy i podesłać linka kilku bliskim osobom. I mimo, że sporadyczne wpisy pisane do szuflady pojawiały się już wcześniej, to właśnie ten dzień traktuję jako oficjalne rozpoczęcie mojej blogowej przygody. Przygody, która według planu miała trwać rok…
A jak to wszystko się zaczęło?
Bezsenne noce w ciąży spędzałam na czytaniu parentingowych blogów. Były moją odskocznią, terapią, relaksem, kubłem zimnej wody, szkoleniem i treningiem przygotowawczym w jednym. Pod koniec trzeciego trymestru spadło na mnie natchnienie, że w sumie dlaczego miałabym również nie spróbować. Teraz nawet żałuję, że ten pomysł nie zakiełkował wcześniej. Wszak pamiętnik prowadziłam od piątej klasy podstawówki do końca liceum. Później próbowałam małej reaktywacji na studiach, ale cóż, to nie był okres skłaniający do szczególnie głębokich refleksji. Zawsze jednak lubiłam przelewać chwile na papier. Pisać o moich bieżących odczuciach. A później wracać do tych wspomnień, przypominając sobie z uśmiechem (lub też bez), że „tak właśnie, tak to było”.
Założenie bloga w tak przełomowym momencie, jak przyjście dziecka na świat, było więc dla mnie czymś całkiem naturalnym. W głowie zrodził się pomysł na nazwę, która osobom postronnym wydaje się na pewnie dość enigmatyczna. Tymczasem to prosta gra słów. Fonetycznie tak brzmi nasze nazwisko, a graficznie wyeksponowana została część mówiąca o tym, po co i dla kogo to wszystko. SHE. Matylda. Ale SHE określa również mój własny kobiecy świat. Prawda, że genialne? 😉
Tak więc wszystko rozpoczęło się wpisem W piątek trzynastego. Plan był prosty. Pierwszy i najważniejszy rok życia mojej córki udokumentuję czymś więcej niż tylko zdjęciami. Nadam wspomnieniom bardziej konkretny i trwały charakter. A odbiorcami będzie rodzina mieszkająca daleko, być może bliscy znajomi. Po roku zapomnimy o całej sprawie. Wydrukujemy fotoksiążkę. I to by było na tyle.
Ale wraz z założeniem bloga uzyskałam blogową tożsamość. A to zaostrza apetyt. Coraz śmielej zaczęłam więc komentować poczynania dziewczyn, które do tej pory tylko biernie (acz z zachwytem) obserwowałam. Ku mojemu najwyższemu zdziwieniu liczba wejść na bloga z dnia na dzień zaczęła znacznie przewyższać możliwości, które mogłaby wygenerować moja siostra i mąż. I pamiętam tę ekscytację pierwszym pozostawionym komentarzem!!! Ktoś pytał o pochodzenie naklejek nad łóżeczkiem 🙂
A co mi to wszystko dało ?
Wejście w blogosferę pożera ogromne pokłady czasu. Z jednej strony przygotowanie każdego posta wymaga czasowych nakładów, z drugiej strony pojawia się pewnego rodzaju uzależnienie. Chcesz być na bieżąco, z tym co słychać u Twoich wirtualnych znajomych. Chcesz przeczytać te wszystkie dobre i rekomendowane teksty. Odwiedzić piętnaście polecanych przez blogerki sklepów online. Czasami wkręcisz się w jakąś aferkę czy kolejną dyskusję na temat wyższości kp nad mm i odwrotnie. Ale to wszystko banał.
Bo ludzie, ludzie są najważniejsi. Dzięki mojej małej blogowej przygodzie poznałam cudowne kobiety, z którymi konie można byłoby kraść (gdyby tylko nie te dzieci…). Niektóre poznałam w realu i chcę więcej. Są takie, których nie znam zupełnie, ale których sposób na życie, tzw. „lifestyle” jest dla mnie dobrym motorem napędowym. I są też takie, których teksty definiują moje myślenie i skłaniają ku naprawdę konkretnym refleksjom. I są oczywiście te wszystkie szalone dzieciaki, a każde z nich mogłabym adoptować i wziąć do siebie. Uwielbiam o nich czytać, rozmawiać, wymieniać doświadczenia.
I są również Ci wszyscy anonimowi czytelnicy. Obserwatorzy, których nie znam, a wchodzą takimi ilościami, że przecieram czasami oczy ze zdumienia. Czasami zdradzą się jakimś komentarzem, a coraz częściej również mailem. Wam dziękuję najbardziej. To jest niezwykle motywujące! Z natury jestem osobą często powątpiewującą w swoje możliwości. Statystyki natomiast nieśmiało przekonują mnie, że moja pisanina przedstawia pewną wartość nie tylko dla mnie samej. 🙂
I co będzie dalej ?
Blogowanie stanowi dla mnie ogromną wartość dodaną macierzyństwa. Wciąż daje mi radość, więc wciąż będzie trwać. Nie będę ściemniać, że nie patrzę na statystyki, bo patrzę. Świadomość tego, że grono odbiorców sukcesywnie się powiększa jest ogromnie przyjemne, ale również każe brać większą odpowiedzialność za to co i jak pokazuję. W głowie coraz więcej pomysłów na wpisy nie koniecznie okołodzieciowe. Pewnie je zrealizuję, ale obejdzie się bez szumnego przebranżowienia się w blog lifestylowy. Z parentingu powstałam i w parentingu zostaję. A tak naprawdę olewam wszelkie kategoryzowanie. Piszę o tym co mi w duszy gra.
Tymczasem zapraszam na 6 moich ulubionych tekstów. Niekoniecznie tych z najwyższymi statystykami.
* Taka okazja, aż domaga się małego blogowego odświeżenia. Logo stoi jeszcze bardzo daleko od tego co mam w głowie, ale dopóki nie ogarnę jakiegokolwiek programu graficznego, musi wystarczyć. 🙂
18 komentarzy
Logo piękne! Zmykam do ulubionych tekstów i gratuluję okrągłej rocznicy. Za Matyldą przepadam, bloga uwielbiam, zdjęcia są wspaniałe, więc informacja o tym że blog zostaje bardzo mnie cieszy. Ściskam dziewczynki!
Piękna rocznica. 🙂 Jestem z wami nie mal od początku i zostanę na pewno. POWODZENIA!!!!
Cieszę się, bo to właśnie między innymi "przez Ciebie" tyle tych nieprzespanych nocy było:)
Och jak super 🙂 I logo bardzo fajne 🙂
Gratki i trzymaj tak dalej 🙂
Coś jest na rzeczy z tym rocznym terminem ważności bloga, sama tak ostatnio stwierdziłam, że do roczku Poli i do domu. Zobaczymy, zobaczymy…
No i gratuluję oczywiście, bo ja tu o sobie, a tu takie wielkie znaczenia i rocznice!
Fajnie, fajnie, pisz i foć jak najwięcej:)
Świetne logo.
Trzymaj tak dalej
Uwielbiam Twoje teksty i z niecierpliwością czekam zawsze na następny. Już jakiś czas temu przeczytałam Twojego bloga od samego początku. Cieszę się, że zamierzasz kontynuować swoje dzieło i życzę sukcesów 🙂 Nazwa świetna, długo zastanawiałam się, skąd się wzięła 🙂 Pozdrawiam i mam nadzieję, że uda nam się spotkać w realu 🙂
Oby się udało jak najszybciej:)
Pięknie tu u Was, gratulujemy rocznicy i życzymy kolejnych
Świetnie, że podzieliłaś się z nami historią początku bloga. Ja też lubiłam zawsze prowadzić zapiski z życia, o których nie wie nawet mój mąż ehhh taka skryta ze mnie bestia;) Bardzo się cieszę, że Twój mały projekt ewoluował i możemy jako czytelnicy przeżywać "wszystko" razem. A poprzednie logo było super kojarzyło mi się z przyciskami w starej maszynie do pisania czyli bardzo klimatycznie:)
Logo śliczne,ciesze się ze zaczęłam pisać bo uwielbiam Czytać Twoje teksty, dzień bez zajrzenia co u Was to dzień stracony, pozdrawiamy
pięknie, gratuluję! oby więcej przyjemności z pisania i samych blogowych sukcesów!
No dla mnie jest idealnie. I to prawda, nazwa a właściwie geneza genialne! Z takich samych powodów zaczęła prowadzić bloga, też zaczęło się od wiernego śledzenia innych,dziś szalenie popular yvh blogów, wtedy raczkujace w roli matki. Pozdrawiam serdecznie!i oby dalej i dalej!
Życzę kolejnych udanych blogowych lat 🙂
gratulacje! czas szybko leci. ja myślałam o moim blogu, że jest taki "świeżutki", a to już ponad półtora roku..nie wiedzieć kiedy. pozdrawiam
[…] tych blogowych. Równe dwa lata temu upubliczniłam swój pierwszy post. A równy rok temu w hurraoptymistycznym poście pisałam jak do twarzy mi z moim blogiem i z blogosferą w ogóle. Gdy teraz czytam ten tekst […]