Codziennik

Baby są jakieś inne. A matki to już w ogóle

28 października 2015

Nic mi dziś tak do nastroju nie pasuje jak parafraza tytułu znanego polskiego filmu. No bo co ja sobie myślałam, gdy półtora miesiąca temu rezerwowałam bilety do Rzymu. Jakiś hurraoptymistyczny diabeł mnie opętał. Oferta taka atrakcyjna, terminy takie kompatybilne i w ogóle co mi stoi na przeszkodzie w realizacji wielkiego marzenia!? No nic nie stoi. Tak myślałam…Nic, oprócz jednego małego szczegółu.

Siedzę więc teraz na podłodze z otwartą walizką pośrodku pokoju. Skrupulatnie układam jej zawartość. Przewodnik, karty do aparatu, ładowarki, kosmetyki, ubrania. Wszystko to MOJE. Żadnych bluzeczek, dziesiątek koszulek do przebrania, książeczek, kremików i stu rzeczy na wszelki wypadek. Walizka wydaje się nagle taka przepastna. Śmiało dołożyć mogę jeszcze jedną sukienkę i czółenka, które miały zostać w domu. A przecież do tej pory musiałam na niej siadać, aby ją domknąć. Dziwnie tak.  Kiedy jak się tak ostatnio pakowałam? Nie pamiętam.

Przez ostatni miesiąc kilka razy dziennie mówiłam do Ł. Słuchaj, wyobraź to sobie! Chodzimy po mieście i możemy iść do każdej knajpy, a nie tylko tej z krzesełkiem do karmienia. Albo Za kilka tygodni będziemy pić tylko gorącą kawę o poranku i nikt nam nie będzie przeszkadzał, ogarniasz to myślami? A nawet. Musimy znaleźć jakiś fajny klub z dancefloorem, przecież tyle wolnych wieczorów nie może się zmarnować. Kiedy ostatnio gdzieś tańczyliśmy? Im bliżej wyjazdu, tym rzadziej to mówię. Właściwie ostatnio nie mówię tego wcale.

Nie jestem matką histeryczką.
Ale matką neurotyczką, to już na pewno.

Wczoraj obudziłam się oblana zimnym potem. Przecież to szaleństwo żebyśmy lecieli RAZEM samolotem! Przecież to intensyfikacja ryzyka. A jak (tfu tfu) coś się stanie?!?! Dlaczego o tym nie pomyśleliśmy! Szczyt nieodpowiedzialności. Przecież my, jak te delegacje rządowe, powinniśmy osobno podróżować, żeby minimalizować konsekwencje nieprzewidzianych zdarzeń. I tak, wiem. Idąc tą drogą powinniśmy również oddzielnie jeździć samochodem, a nawet na spacery chodzić osobno, bo przecież nigdy nic nie wiadomo.

Ale to nie koniec moich obaw. Matylda będzie w najlepszych rękach, wiem. Ale przecież jesteśmy tak silnie związane, że kto inny właściwie zinterpretuje wszystkie jej potrzeby? Gdy powie zaśpiewaj o dylu na badylu. No przecież nikt już nie zna tej ludowej zapomnianej piosenki, którą wałkujemy w tym tygodniu na okrągło. Albo jak będzie z wielką ekscytacją opowiadać o tym co robiła trzy dni temu na zajęciach w bibliotece. Mówi wtedy cała taka rozemocjonowana i czeka, aby potwierdzić bieg opowiadanych wydarzeń. Ktoś kto nie zna kontekstu, może nie zrozumieć. Albo, że jak woła przy posiłkach daj mi łyżeczkę, to chodzi tak naprawdę o widelczyk, którym poza posiłkami też lubi się bawić, bo karmi nim wszystkie ulubione zabawki, w związku z tym często ginie w akcji i dlatego ciągle trzeba mieć na uwadze, gdzie widziało się go po raz ostatni. Niby to wszystko zapisałam, przekazałam, ale przecież dziesiątki jest takich rzeczy. Naszych rytuałów małych.

Czy Matylda będzie tęsknić? Na pewno, ale czas będzie miała tak atrakcyjnie wypełniony, że dni i godziny zleją się w jedno, Jestem spokojna o jej stan ducha. Ale co z moją tęsknotą? Pamiętam, gdy na tę konferencję Weronika przyjechała z kilkumiesięcznym synkiem. Wszyscy kukali, ciumkali, nosili i chcieli zabawiać. To znaczy wszystkie. Wszystkie matki, które na ten jeden weekend postanowiły odciąć pępowinę i odstawić ją wysoko na półkę. W tym ja.  A wiecie jak jest we Włoszech. Gwarno, rodzinnie i bardzo DZIECIATO. Przecież tam współczynnik dziecka na metr kwadratowy jest chyba największy na świecie! A co będzie jeśli z tej tęsknoty drugiego czy trzeciego dnia przygarnę sobie jakieś bambino piccolo? Myślicie, że to będzie zabawne?

Normalnie mówię Wam. Baby są jakieś dziwne. A matki to już w ogóle!

Ps. A tak serio proszę wziąć tekst w cudzysłów, bo przecież ogromnie cieszę się z tego wyjazdu 😉 Wpis miał być pretekstem do publikacji tych pięknych jesiennych zdjęć z ostatniego spaceru. Poza tym przecież powszechnie wiadomo, że wszystkie matczyne niepokoje ulatują wraz z pierwszym kieliszkiem włoskiego wina 🙂


*zdjęcia robione aparatem marki Olympus OM-D E-M10

Podobne wpisy

22 komentarze

  • Reply Monia S. 28 października 2015 at 22:55

    Uffff dobrze ze doczytałam do końca bo już w połowie zaczynałam się martwić ? życzę Wam udanego wyjazdu i nabrania włoskiego powietrza w płuca. No i do szybkiego zobaczenia ? buziaki

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:04

      Dzięki Monia!

  • Reply Matko Zabawko 28 października 2015 at 23:03

    Znam to dziwne uczucie. Im bliżej wyjazdu na JestemSensualna tym więcej obaw, nawet przeszło mi przez myśl zrezygnować…
    Bawcie się dobrze w Italii :*

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:05

      Oooo…właśnie to! Ja już nawet proponowałam, żeby za mnie pojechała babci Matyldy, haha 🙂
      Dzięki! Buźka!

  • Reply Matka Córek 28 października 2015 at 23:20

    haha 😀 bambino piccolo brzmi nieźle! rozumiem, że wracacie z Rzymu z rodzeństwem dla Matyldy 😀

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:07

      Haha, zdecydowanie wolałabym odchowanego bambino 😉 Buźka!

  • Reply Esencja 28 października 2015 at 23:26

    Fakt, zdjęcia warte publikacji. Dwa lata temu wybrałam się z kuzynką do Barcelony i miałam dokładnie taką samą myśl. A właściwie to nie myśl, a obsesję. Wsiadłam do tego samolotu, a kiedy wzbił się w niebo zlał mnie zimny pot. Na dole została trójka moich dzieci z mężem, którego nie ma całe dnie w domu i babcią, która mieszka daleko od nas i ma swoje życie, a moje dzieci swoje, tu na miejscu, w domu, we własnym ogrodzie, wśród dzieci sąsiadów i przyjaciół. Podróż powrotna była jeszcze trudniejsza i obiecałam sobie, że od tej pory nigdy, ale to przenigdy nie wylecę samolotem bez dzieci (a to przecież jeden z najbardziej bezpiecznych środków transportu). To teraz dołożę coś zupełnie dla niektórych niezrozumiałego. Na pytanie co zrobię jak będę chciała gdzieś polecieć samolotem bez trójki w podręcznym bagażu, wymyśliłam, że zabiorę ze sobą przynajmniej jedną sztukę. I tak zrobiłam. W tym roku do Barcelony poleciałam z moją córką i trzema innymi koleżankami. Nie muszę mówić, że każda zabrała ze sobą po jednym dziecku? Taaak, baby są jakieś inne.
    To Cię pocieszyłam :-p
    Dobra, a teraz słuchaj. Taki wyjazd jest potrzebny każdemu. Mati i Wam. Razem i z osobna. Mama z tatą, żona z mężem, kobieta z mężczyzną muszą spędzić trochę czasu ze sobą. Bez dziecka. Najlepiej z dala od codzienności. Mati też odrobina tęsknoty i urozmaicenie zrobi bardzo dobrze. Wyobraź sobie Wasz powrót do niej. To będzie radocha, tfu, radoshe. Nadstan wręcz 🙂
    Bawcie się dobrze i chłońcie wolność 😉

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:09

      Ściskam Cię za ten komentarz! Bardzo mnie podniósł na duchu! 🙂
      Oprócz tego samolotu, rzecz jasna 😉
      Buźka!

  • Reply Zuzi Clowes 28 października 2015 at 23:35

    Skomentuję jednym słowem. Zazdrość. Mega. Zazdrość.
    Marzę o wyjeździe we dwoje, ale jest on chyba na razie tylko w sferze marzeń, bo babcia mówi stanowcze ‚nie’ jeśli chodzi o przejęcie wnuczki na noc. Jedną noc. O kilku nie wspomniawszy 🙁 Więc bawcie się dobrze, używajcie ile wlezie, pijcie niespieszne kawy, nie prezgarniajcie cudzych dzieci, a z swoim stęsknijcie się tylko tyle ile trzeba, żeby jednak wrócić z tych Włoch xxxx

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:12

      Dzięki Zuza 🙂 :****
      To fakt, wszyscy dziadkowie Matyldy skłonni są do ryzyka zostania z Matyldą na noc 😉 Nie powiem, bardzo nam to ułatwia dbałość o nasze życie towarzysko-prywatne . Gdybyśmy mieli ich jeszcze na miejscu, byłby ideał!:)

  • Reply Zuzi Clowes 28 października 2015 at 23:39

    Ach, i zapomniałam napisać że wyglądacie OBŁĘDNIE.

  • Reply paoolkaw 29 października 2015 at 08:51

    Piękne zdjęcia, piękny tekst 🙂 Odpoczywajcie w tym Rzymie :*

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:13

      Dzięki Paula! Będziemy aktywne odpoczywać 🙂

  • Reply Mama Pana Adama 29 października 2015 at 11:11

    Co byś nie napisała, post i tak byłby świetny sam w sobie dzięki tym zdjęciom:) Pretekst nie był potrzebny:P A tak poważnie to zazdroszczę jednocześnie i podziwiam za decyzję o wyjeździe:) Z moim Bąblem nikt na noc by nie został, bo rozniósł by każdy dom w nocy, gdyby obok nie było mamy lub taty. W drodze kompromisu uciekamy więc za tydzień na jednodniową wycieczkę bez Bąbla, ale na noc już niestety trzeba wracać. I tak dziękuję mojej siostrze, że jako jedyna ma chyba odwagę z nim zostać na 12 pełnych godzin:D

    Czekam na zdjęcia z tego gwarnego, dzieciatego Rzymu:) I nie kradnij tam żadnych dzieci:P

    • Reply radoSHE 29 października 2015 at 11:20

      Dzięki Kochana!
      Wiesz, jeszcze w wakacje na przykład też w życiu bym się na to nie zdecydowała. Mieliśmy jakiś wzmożony lęk separacyjny, plus wychodzące boleśnie zęby. Więc ciężkie noce i niezbędna mama blisko. Ale od w ostatnich miesiącach super przesypia całe noce, dobrze znosi moją nieobecność i dało mi to poczucie, że jednak świat się nie zawali 🙂 Postaram się nie ukraść żadnego cudzego dziecka!

      I Wam życzę cudownej wycieczki. 12 godzin to dużo! Można podładować baterię. Muszę do Was wpaść szybko, bo się blogowo ostatnio zapuściłam. Buźka!

  • Reply TosiMama 29 października 2015 at 14:17

    Bawcie się dobrze, a potem stęsknieni wracajcie do własnego dziecka. I nie przygarniajcie żadnego innego 🙂

  • Reply Agata - Ruby Times 29 października 2015 at 15:02

    Oj tam, pierwszy dzień w Italii i zapomnicie, że macie w ogóle jakieś dziecko 🙂
    A tak serio to sama wiesz – te dylematy i sprzeczności dostajemy już na stałe w pakiecie z maluchami.
    Marzymy o chwili bez nich, po czym gdy ta następuje ze wzruszonym uśmiechem zaczynamy oglądać ich foty w komórce..
    Dziwne jesteśmy i tyle 🙂

  • Reply mutrynki.pl 29 października 2015 at 21:13

    Nie dałam się nabrać :-P. Ale fragment z oddzielnym lataniem bardzo mnie rozbawił :-D.
    Super zazdroszczę, Italii, wina, czasu we dwoje, pizzy, piadiny, lodów, wszystkiego!
    Już się nie mogę doczekać relacji ;-)!

  • Reply Asia 30 października 2015 at 13:28

    Widzę, że miałyśmy lecieć do Rzymu w tym samym czasie – choć w moim przypadku we 3 , ale plany się pokrzyżowały i nici z wyjazdu. Będę za to ciekawa relacji 🙂

  • Reply Gosia 2 listopada 2015 at 10:32

    Zazdroszczę jak nic 🙂 mam nadzieje ze wyjazd udany :)) a ja tak z innej beczki… kiedy będzie przegląd szafy zimowej Mati? 😀

  • Reply Kasia Szreder 3 listopada 2015 at 20:36

    Haha, w tym oddzielnym lataniu jest dużo logiki 🙂 Pośmiałam się 🙂

  • Reply Rzym. Miasto, które uzależnia | radoSHE 9 listopada 2015 at 23:23

    […] w tym roku. Po pierwsze – pierwsze tak długie rozstanie z Matyldą (co po swojemu przeżywałam). Po drugie – Rzym naprawdę oszałamia! Ale od początku. Zgodnie z przewidywaniami na […]

  • Odpowiedz